Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski
755
BLOG

PO CO WIERZĄCEMU NAUKA?

Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 49

Św. Augustyn stwierdził, że Bóg chce z nas uczynić chrześcijan, a nie

uczonych. Pozwala to natychmiast wyjaśnić wszelkie rzekome sprzeczności

między treścią Biblii a nauką: po prostu autorzy biblijni nie

zamierzali nauczać prawd przyrodniczych i nie należy ich w Piśmie

Świętym szukać. Nie oznacza to jednak, że wiedza naukowa nie ma dla

wiary znaczenia.

Uczciwe poszukiwanie prawdy ma samo w sobie walor moralny,

przez co rzetelne badania naukowe sprzyjają wartości, którą Biblia

nazywa mądrością i na wiele sposobów pochwala. Każda prawda, nawet

cząstkowa, zbliża do Boga. Następnie, niektóre odkrycia naukowe

mogą być przydatne dla lepszego zrozumienia treści wiary albo wymagają

wyciągnięcia z niej nowych wniosków. Dzieje się tak dlatego, że

wiara i teologia nie dotyczą wyłącznie jakiejś innej rzeczywistości leżącej

poza tym światem, lecz na różne sposoby do tego świata się odnoszą

i wykorzystują ludzką wiedzę o nim.

 

Nowy obraz Wszechświata

Starożytne spojrzenie na świat fizyczny bardzo znacznie różniło się od

obecnego. Przed oczyma ludzie widzieli rozległą Ziemię, pępek świata,

otoczoną przez sferę ciał niebieskich. Świat jawił się jako powstały niedawno,

nawet jeśli materię uważano za odwieczną (dopiero w XVIII

wieku stwierdzono, że świat istnieje dużo dłużej niż kilka tysięcy lat).

Przyczyny zjawisk były zwykle nieznane, stąd poczucie tajemniczości

i cudowności świata, a zarazem ramowej stałości jego obecnego wyglądu

i porządku.

W tej chwili wiemy, że rozmiary przestrzenne i czasowe świata

są ogromne. Ziemia okazuje się niewyobrażalnie drobnym pyłkiem,

a ludzka cywilizacja chwilą w dziejach Wszechświata. Możliwości i ranga

człowieka są na jego tle znikome. Z drugiej strony, wygląda na to, że

będąc mali, nienajgorzej znamy stałe prawa rządzące tym światem, że

ogarniamy świat umysłem.

Jakie to ma znaczenie religijne? Jak to już wyjaśniłem, zasady religijne

i moralne same w sobie nie zależą od stanu wiedzy przyrodniczej.

Jednakże wobec tych nowych odkryć można odczuć obawę, że

człowiek, tak mało ważny na tle Wszechświata, nie może być ważny

dla jego Stwórcy, a Ziemia nie może być miejscem uprzywilejowanym.

A jeśli ludzie są mało ważni, pomyśli ktoś, to jakie znaczenie ma życie

Chrystusa wśród nich?

Ale zarazem właśnie wiedza o świecie pozwala docenić Boga jako

Stwórcę. Pan takiego Wszechświata i takich praw przyrody jest naprawdę

wielki, nie można go pojmować tylko jako rzemieślniczego

wytwórcę planety Ziemi i okolic. Zapobiega to przykrawaniu Boga do

ludzkich wymiarów. Z drugiej jednak strony ludzkie sięganie umysłem

ku Wszechświatowi każe docenić wspomniane w Biblii podobieństwo

człowieka do Boga.

Na tym tle ujawnia swoją niezwykłość i istnienie ludzi, i wcielenie

Syna Bożego. Wielki Bóg uczynił człowieka wielkim i zarazem stał się

tak małym jak człowiek. A skoro Chrystus jest przyczyną i wzorem dla

świata, poznanie świata ujawnia wielkość Jego kosmicznego panowania.

Metafora kosmosu jako „trzeciej natury w Chrystusie” (Teihard de Chardin) idzie wprawdzie

zbyt daleko, ale wskazuje dość trafnie kierunek. Im większy jest

świat, tym większy jego Pan. A choć dopiero dziś wiemy, jak ten świat

jest ogromny, w Piśmie Świętym znajdziemy w jednym miejscu prorocze

ujęcie „Chrystusa kosmicznego”, Jego wielkości na tle świata.

List do Kolosan mówi, że Chrystus jest „Pierworodnym wobec

każdego stworzenia, bo w Nim zostało wszystko stworzone: i to, co

w niebiosach, i to, co na ziemi, byty widzialne i niewidzialne, czy

Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze [są to nazwy sił

kosmicznych]. Wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone.

On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1,

16-17).

 

Ewolucja i biologia

Stworzenie czy ewolucja? To przeciwstawienie nie jest trafne, gdyż

stworzenie i ewolucja wcale się nie wykluczają. Tak jednak się to widzi.

Chrześcijanie wyobrażają sobie często powstanie świata jako akt jednorazowy,

w odróżnieniu od rozwoju ewolucyjnego.

Tymczasem wolno utożsamiać akt stworzenia z powołaniem do

istnienia pramaterii czy pracząstki, z której „wybuchł” Wszechświat,

kontynuacją jest podtrzymywanie go w istnieniu. Wtedy ewolucja jawi

się jako logiczny ciąg dalszy aktu stwórczego, jego zamierzone przez

Boga przedłużenie. Co więcej, ujawnia ona wielkość Boga jako Stwórcy.

Prawa natury, które pozwoliły początkowej materii rozwinąć się

w ogromny i złożony Wszechświat, a następnie doprowadzić do powstania

życia, i to rozumnego, dadzą się bowiem rozumieć jako odblask

myśli Stwórcy świata. Ewolucja materialna prowadzi więc do powstania

istot rozumnych i do odkrycia życia duchowego. W pewnym

sensie przygotowuje miejsce dla Chrystusa.

Nie ma więc powodu do obaw przed teorią ewolucji, do degradowania

jej do rangi jednej z hipotez ani do lękliwego traktowania jej jako

zagrożenia dla wiary. Owszem, teoria ewolucji w odniesieniu do życia

biologicznego powinna, jak każda, podlegać ciągłemu sprawdzaniu.

Skoro jednak niczego lepszego w nauce nie wymyślono, chrześcijański

kreacjonizm nie powinien być traktowany jako odrębna, konkurencyjna

teoria, zaprzeczenie ewolucji, lecz jako uprawniona interpretacja

faktu powstania i rozwoju świata. Religijne rozumienie jego istnienia

i panującego w nim rozumnego ładu nie przeciwstawia się teorii ewolucji

jako takiej, lecz filozoficzno-religijnym poglądom, jakoby świat

istniał samoistnie (czyli byłby boski), oraz jakoby złożoność i sensowność

praw natury miały charakter przypadkowy. Owe jednak tezy

z nauki jako takiej nie wynikają.

Jeśli chodzi o nowe odkrycia i możliwości w dziedzinie biologii

i medycyny, to rodzą one raczej problem moralny niż religijny, gdyż

z samą wiarą w Boga nie kolidują. Te nowe możliwości jawią się jako

zagrożenie, gdyż pod ich szyldem dokonuje się czynów niemoralnych.

Badacze pozwalają sobie manipulować innymi istotami ludzkimi albo

je unicestwiać. Mogłoby się wydawać, że kwestie bioetyczne są nowe

i trudne, ale w gruncie rzeczy chrześcijańska odpowiedź jest prosta.

Nie można niszczyć ani okaleczać istot ludzkich pod pozorem badań

naukowych. Powinny one służyć tylko życiu i zdrowiu ludzkiemu.

Chrześcijaństwo nie sprzeciwia się tu nauce, lecz próbom podporządkowania

moralności życzeniom aroganckich naukowców.

 

Metoda naukowa

Dość często przeciwstawia się myślenie naukowe religijnemu. To drugie

miałoby być nieracjonalne i uczuciowe. Tymczasem różnica między

naukami przyrodniczymi a wiarą i teologią chrześcijańską polegają

raczej na przedmiocie, niż na metodzie. Nauka zajmuje się światem

fizycznym, religia duchowym i moralnym.

Tu i tam umysł ludzki stara się zgłębić rzeczywistość. Poznaje fakty –

bezpośrednio albo poprzez innych ludzi – a następnie stara się je określić

pojęciowo i powiązać w system logicznych związków. Swoiste dla

nauk przyrodniczych jest to, że fakty badane, obserwacje i doświadczenia,

są zasadniczo powtarzalne, podczas gdy w teologii chrześcijańskiej,

jak w historii, spotykamy zdarzenia jednorazowe, czego szczytem jest

zmartwychwstanie Chrystusa. Te zdarzenia trzeba wyjaśnić, skąd wzięło

się średniowieczne określenie teologii jako wiary szukającej zrozumienia

(fides quaerens intellectum).

Metody nauk przyrodniczych dowiodły swojej wartości, polepszając

zrozumienie świata fizycznego i prowadząc do mnóstwa zastosowań

praktycznych. Mają one jednak swoje ograniczenia. W zakresie poznawczym

ich założeniem jest badanie tego, co dostępne i materialne,

skupienie się jakby na pewnych cegiełkach rzeczywistości. Wobec takiego

założenia wnioski stosują się tylko do tych cegiełek i nie przydają

się bezpośrednio w dziedzinach takich jak istnienie Boga, pochodzenie

świata, sens życia i inne kwestie filozoficzne czy religijne. W zakresie

praktycznym nauka podaje, co da się zrobić, ale nie wyjaśnia, co robić

wolno, co być powinno – czyli nie zastępuje moralności.

Zagrożeniem dla wiary nie są więc wyniki nauki czy metoda naukowa,

lecz ich nadużywanie. Człowiek jako istota religijna robi czasem

religię z nauki, czyli przypisuje jej charakter absolutny, zdolność do

wyjaśnienia i uregulowania wszystkiego – chociaż nauka zna granice

poznania. Łączy się z tym chęć zredukowania wszelkiej wiedzy do nauki

w sensie wąskim, co wymaga zamknięcia oczu na problemy filozoficzne

i religijne. Natomiast nauka właściwie rozumiana może dla

wiary i teologii stać się przydatną lekcją ładu w myśleniu – dlatego

św. Tomasz z Akwinu podziwiał przyrodnika i filozofa Arystotelesa. Na

przykładach pokazałem też, że nauka pomaga czasem we właściwym

ujęciu twierdzeń religijnych.

Częściej niż nauk przyrodniczych korzystamy tu jednak z wiedzy

humanistycznej. Studia nad Biblią trudno sobie wyobrazić bez wiedzy

o języku, literaturze i historii. Nauczanie moralności może i powinno

korzystać z wiedzy, jaką daje psychologia, socjologia czy ekonomia. Te

dziedziny wiedzy mają swoje ograniczenia, gdyż opisują mechanizmy,

ale niekoniecznie wskazują, jak być powinno, co jest dobre. Niemniej

jednak prawidłowy, naukowy opis świata i człowieka potrzebny jest dla

określenia ich relacji do Boga oraz zasad moralnych. Dlatego rozmaite

nauki pomagają wierze i teologii.

 

Źródło: katolicki tygodnik warszawski "Idziemy" 2011 nr 28, w druku w książce "Od Biblii do gazet" (wydawnictwo Petrus).

Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie