Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski
1296
BLOG

DWIE POLSKI czyli odwieczne podziały Polaków

Michał Wojciechowski Michał Wojciechowski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 12

Gdy się dwa obozy naparzają, warto przypomnieć, że nie od dzisiaj...

Pojawiają się opinie, że Polacy okazują się ostatnio bardzo podzieleni. Tymczasem rozłam na dwie orientacje polityczne nie stanowi w Polsce nowości. Na pewno nie zaczął się od komunizmu ani tym bardziej od Smoleńska. Trwa bowiem przynajmniej od XVIII wieku.

Jedna z tych orientacji jest patriotyczna, religijna i zachowawcza. Druga się jej sprzeciwia, ale trudno poznać, kiedy przez reformatorski zapał, a kiedy przez uleganie wzorom i wpływom obcym. W obu orientacjach można się dopatrywać walorów, ale szlachetność pierwszej psuły nieraz awantury i głupota, a optymistyczne plany drugiej – zdrada i korupcja. Historia Polski opowiadana jest raczej przez orientację patriotyczną, dlatego ta druga niezbyt lubi historię, choć była w niej wyraźnie obecna.

Podział ten wyłonił się w XVIII wieku. Na życie polityczne schyłku dawnej Rzeczypospolitej składały się elementy przeciwstawne. Z jednej strony był to konserwatywny szacunek dla rodzimego ustroju i prawa oraz obrona wolności, czego symbolem stała się konfederacja barska.

Druga orientacja łączyła różne nurty: oświeceniowe reformatorstwo, często słuszne, ale odgórne – a zarazem zgodę na faktyczną okupację rosyjską kraju i korupcję. Ta wyrażała się i w braniu łapówek od posłów Rosji i Prus, i w pazerności na majątek publiczny. Znakomicie streszcza to prawdziwa historia Komisji Edukacji Narodowej, która przejąwszy majątek po jezuitach organizowała nowocześniejsze szkolnictwo, ale przy okazji bardzo znaczną część tego majątku zwyczajnie rozdrapano. Skądinąd magnaci z założenia przejmowali dochód państwa, królewszczyzny.

Już wtedy były dwie Polski: ta tradycyjnych patriotów i ta władzy. Władzy, która miała zamiary reformatorskie, ale była podminowana przez kolaborację z obcymi i korupcję. W pierwszej uczciwym towarzyszyli głupi, w drugiej – interesowni.

 

Rozbiory i powstania

Epoka rozbiorów kojarzy się z powstaniami, z patriotyzmem, którzy przegrywał. Jest to uproszczenie. Po pierwsze, to nie patrioci, lecz skorumpowani reformatorzy zgodzili się na rozbiory. Po drugie, o ile to patrioci urządzali powstania, to pojęcie powstania oraz zasadę, że „powstanie równa się porażka”, upowszechnili ich przeciwnicy. Po trzecie, gros Polaków jakoś się przecież pod rozbiorami urządziła, czy to kolaborując, czy pracując organicznie. Pouczająca jest pod tym względem już sytuacja pruskiej Warszawy koło roku 1800.

Etykieta „powstania” jest zbyt szeroka. Klasycznym przegranym powstaniem był zryw z 1863 roku, który notabene sprowokowała polityka okupanta, a nie patriotyczni szaleńcy. Powstania krakowskie i wielkopolskie miały podobny charakter, przy małym jednak zasięgu i znaczeniu.

Wcześniej konfederacja barska była próbą oddolnego odtworzenia tradycyjnej Rzeczpospolitej szlacheckiej, lokalnie skuteczną, a udaremnioną przez armię rosyjską (już wtedy „przywracaniem porządku” zajmowały się siły bezpieczeństwa krajów sąsiednich; projekt rządu miał precedensy). Powstanie kościuszkowskie to ostatni etap oporu kraju wobec napaści z zewnątrz. W latach 1830-1831 niewielkie, lecz usamodzielnione i bardzo silne wojskowo Królestwo Polskie toczyło wojnę z Rosją, przegraną głównie z winy małodusznych dowódców.

Porażki miały również pozytywy. W związku z rocznicą powstania styczniowego słusznie podniesiono ich znaczenie jako czynnika utrzymania tożsamości. Z jednej strony były bodźcem dla rozwijania kultury polskiej, w XIX wieku kwitnącej, a z drugiej jak każdy konflikt uświadamiały odrębność. Ważne były także skutki międzynarodowe, które nie ograniczyły się bynajmniej do przypomnienia o Polsce. Wojna z Rosją w latach 1830-31 uniemożliwiła jej wkroczenie do Europy Zachodniej. Powstanie styczniowe kosztowało Rosję tak dużo, że w 1867 roku dla ratowania budżetu sprzedała USA prawa do Alaski.

A na koniec mieliśmy udane i zwycięskie powstanie przeciw wszystkim trzem zaborcom, w latach 1918-1920. Prawdziwe powstanie, oddolne, które wcale nie przegrało, lecz pozwoliło odbudować państwo, obejmujące prawie całość ziem etnicznie polskich. Nic dziwnego, że w II Rzeczpospolitej nurty niepodległościowe i narodowe politycznie górowały.

Ale jeszcze w 1914 roku w sukces prawie nikt nie wierzył; Legiony i POW skupiły garstkę, choć miała ona walor elity. Dominowały ugodowość wobec zaborców i nadzieja na ograniczone reformy. Rozczarowanie tym stanem rzeczy ilustrują słowa Piłsudskiego, że dla Polaków można zrobić wszystko, a z nimi nic.

 

Kolaboracja czy opór?

Po klęsce 1939 roku zwyciężyła rezygnacja. Opór zbrojny pod oboma zaborami był prawie żaden, próbowano co najwyżej uciekać. Celem stało się dostosowanie, pod panowaniem niemieckim liczono nawet na znośne życie. Współpraca na co dzień była powszechna, wykonywano polecenia, donoszono. Nieliczna konspiracja oparta była na przedwojennej elicie, wojskowych, harcerzach.

Okrucieństwa Niemców w połączeniu z wiadomościami z frontów zmieniły nastroje. Konspiratorzy zaczęli śmielej zwalczać kolaborantów. O egzekucjach na zdrajcach, w tym szmalcownikach, bardziej się pamięta, ale towarzyszyła temu szeroka kampania piętnowania, zastraszania i karania pomniejszych współpracowników okupanta, co nieraz przypominało metody mafijne. We wschodniej części Polski udało się znacznie zwiększyć potencjał wojskowy podziemia i zdyscyplinować społeczeństwo, w zachodniej nadal przeważała wymuszona bierność.

Powstanie warszawskie miało wkład w pokonanie Niemiec, a jego osamotnienie i klęska to nie skutek lekkomyślności, lecz świadomego zatrzymania ofensywy sowieckiej na Wiśle. Przedtem powstańcza w charakterze partyzantka leśna i miejska związała w Polsce bardzo duże siły niemieckie, które tym samym nie mogły być użyte na frontach. Beznadziejnym powstaniem była dopiero walka zbrojna z komunizmem po zakończeniu wojny.

Wraz z wkroczeniem Sowietów podniosła znowu głowę Polska kolaborantów. Chętni do partii i bezpieki się znaleźli. Między nimi plątali się ideowi socjaliści, którzy uwierzyli w szansę postępowych reform. Inne kariery można usprawiedliwiać pracą organiczną i tym, że Niemcy okazali się większym zagrożeniem dla bytu fizycznego i duchowego Polski niż Rosjanie. Druga Polska nadal niejednoznaczna…

W latach „Solidarności” widzieliśmy głównie dość powściągliwych patriotów i rozzuchwalonych kolaborantów. Owi kolaboranci i ich następcy nadal sądzą, że byli w porządku. A z nimi połowa społeczeństwa, która uznaje stan wojenny za uzasadniony.

 

Antyklerykalizm

Analogicznie dwojaki bywał stosunek do katolicyzmu. Dzisiejsze niesmaczne wybryki antyreligijne wydają się czymś nowym, ale niesłusznie. Około stu lat temu wolnomyślicielstwo wśród inteligencji miało spory zasięg. Antyklerykalizm polityczny był wcześniejszy, ale kierował się on zasadniczo przeciw duchownym chciwym bądź uległym wobec zaborców. Dawniejsze bluźniercze wybryki arian to margines i zjawisko przejściowe.

Jeśli chodzi o antyklerykalizm czynny, warta przypomnienia jest „zimmermaniada” z 1911 roku, zamieszki studenckie na Uniwersytecie Jagiellońskim w proteście przeciwko wykładom z socjologii księdza Kazimierza Zimmermanna. Socjologia uchodziła bowiem za domenę laicyzmu. Słyszałem relację, że córka znanego ateusza, profesora medycyny Odona Bujwida, próbowała przerwać wykład ks. Zimmermanna w ten sposób, że przysiadłszy obok katedry publicznie się wysiusiała.

Chłopi, nawet ci prywatnie pobożni, pozostawali często w konflikcie z księżmi. W diecezji przemyskiej zdarzyło się, że podczas wizytacji biskupiej ostentacyjnie wozili gnój. Decyzja o wymaganiu celibatu od przystępujących do święceń w diecezji greckokatolickiej w Przemyślu wywołała sprzeciw uczennic liceum tego wyznania, które swojemu biskupowi powybijały okna w pałacyku.

Te ekscesy można traktować jako ciekawostki, ale potem w okresie komunistycznym nastroje antykościelne zostały wprzęgnięte w system. Uciskane społeczeństwo było solidarne z Kościołem, zaś nienawiść znalazła ujście w systemie władzy. Inteligenccy ateiści służyli propagandzie. Bezpieka nie tylko szykanowała duchownych i aktywnych świeckich, lecz także więziła, podpalała i mordowała.

Długofalowe efekty tej propagandy przetrwały, skoro w mediach świeckich nie przypomina się dziś zbyt często o traktowaniu Kościoła przez Niemców, a potem komunistów. Natomiast zwrot zrabowanego majątku kościelnego jest wykorzystywany w agitacji antykościelnej, chociaż zwrócono raptem około połowy gruntów i tylko 12% budynków. Nasilił się proces odchodzenia młodych od Kościoła.

*

Te sprzeczne tendencje odziedziczyło dzisiejsze społeczeństwo polskie. Czasem są one dziedziczone dosłownie. Nie zdziwi u działacza prawicy ojciec powstaniec warszawski, ani też ubek czy komunistyczny propagandysta w rodzinie kogoś z SLD lub od Palikota. Spadkobiercy widzów kin z propagandą Goebbelsa godzą się dziś na antypolski serial. Tu jednak ważniejsze wydaje się dziedziczenie grupowe, trwanie pewnych nastawień. Szukają też one dla siebie formy politycznej, jawnie albo w sposób zamaskowany. Te partyjne formy nie są przypadkiem, wynikają z długich tradycji.

Czy powyższe podziały należy uznać za bardzo silne? Na pewno są zadawnione i ważne, ale nadal możliwe do załagodzenia. Politycy je eksponują, ale „na dole” bywają mniej widoczne. Wielu ludzi godzi elementy obydwu. Dla porównania, podobny podział przecinający Hiszpanię jest daleko głębszy i wielokrotnie prowadził do krwawych starć, z okrutną wojną domową.

W Polsce obecnej wracamy jakby do punktu wyjścia z XVIII wieku. Z jednej strony orientacja bazująca na tradycji, potencjalnie liczniejsza, ale jakby biedniejsza, mniej skuteczna i mniej aktywna. Druga orientacja ma zamiar nas reformować i jednoczyć z Europą, ale z tyłu prześwitują afery, sitwy, lekceważenie polskości, nienawiść do Kościoła, ruina budżetu, osłabienie państwa i wojska. Czy skutki będą takie jak w XVIII wieku?

Pamiętam, że o prawdę i Polskę trzeba się bić. Nie lubię Warszawy i odwracania kota ogonem. Lubię rodzinę i przyrodę.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura